poniedziałek, 23 czerwca 2014

Proste sprawy


 Gabriel nienawidził poranków. Tego, że tuż po przebudzeniu musiał spoglądać w lustro i widzieć w nim swoją twarz. Swoją, ale jednak obcą. Człowieka, który zniszczył życie jego matce. Mimo swojego niezadowolenia, był coraz bardziej do niego podobny. Gdyby nie to, byłby nawet zadowolony. Duże, niebieskie oczy, otoczone wachlarzem długich rzęs, wprawiały dziewczęta w ogólne rozczulenie i zachwyt, ostry, prosty nos, szerokie, pełne usta i blond włosy, nadawały mu wygląd anioła malowanego przez artystów. Jego wygląd nie budził żadnych zastrzeżeń. Mimo to, chłopak czuł się w pewnym stopniu przytłoczony, przez całą otoczkę piękna ludzie nie dostrzegali jego delikatnej i wrażliwej duszy. Widzieli w nim piękno ale tylko to widoczne gołym okiem. Przypięli mu etykietkę Casanowy, matka od małego dziecka szkoliła go na "doskonałego mężczyznę", sprawiając, że żył pod wielką presją. Chciała, aby całkowicie nie przypominał swojego ojca, który uciekł, gdy tylko dowiedział się o ciąży. Wiedział, że pragnęła aby szanował kobiety, umiał się z nimi obchodzić, mówił to, co zawsze mężczyzna powinien mówić kobiecie. Ale sam Gabriel wiedział, że nie zdoła całkowicie podołać temu zadaniu, jednak nie chciał zawieść matki.
Przemył twarz wodą, wycierając ją wyszedł z łazienki. Wsunął spodnie na długie, szczupłe nogi i nie zapinając ich, wyszedł na balkon. Tego dnia, słońce przyjemnie grzało od samego rana, co było miłą odmianą, po tygodniu ciągłych ulew. Oparł ręce o barierkę, przyglądając się, jak jego matka w słomianym kapeluszu, kraciastej koszuli i doskonale wyglądających na niej, krótkich spodenkach, pochyla się z samego rana nad rabatkami kwiatów, kopiąc w ziemi dołek. Tłusty sąsiad, wychylał się zza płotu, i bezwstydnie zerkał na jej wypięte pośladki, za to, sąsiadka z drugiej strony groziła mu palcem, gniewnie prychając, przypominała przy tym starego konia. Pokręcił głową. Życie tutaj nie mogłoby być inne.
Z jednej strony było mu żal matki, w bardzo młodym wieku zaszła w ciążę, ojciec... A może lepiej brzmi, mężczyzna, który był za to odpowiedzialny, uciekł, zostawiając ją samą. Dziadkowie się od niej odwrócili, nie mogąc znieść tego, że ona, córka szanującej się rodziny, rodziny z tradycjami kontynuowanymi przez wiele pokoleń oddała się mężczyźnie, bez przyszłości, z niepewną przeszłością, pijaczynie i awanturnikowi... Nie, oni nie potrafili tego znieść. Dlatego wysłali ją do innego miasta, gdzie nikt jej nie znał, co skutecznie uchroniło ich ( jak się im wydawało), przed pośmiewiskiem. Zamieszkali w rodzinnym domu, który od lat stał pusty. Matka wniosła do niego ciepło i miłość, zatroszczyła się o rodzinną posiadłość, zupełnie tak, jakby nie chowała urazy do dziadków. Ale on wiedział, pamiętał jak płakała nocami. Gdy był mały, szedł do niej i tulił ją dopóki nie usnęła. Z czasem się ze wszystkim pogodziła, ale czuł, że mimo wszystko, matka nigdy nie wybaczyła ojcu tego, jak ją potraktował gdy powiedziała mu o ciąży.
Przed nim zawsze grała zadowoloną z życia i szczęśliwą kobietę. I taką chciał ją na zawsze zapamiętać.
- Oh, dzień dobry Gabrielu, prawda, że mamy dziś piękny dzień? - Zawołała do niego sąsiadka, a na jej starych, obwisłych policzkach zakwitł rumieniec.
-  Dzień dobry, panno Kalińska, to prawda, wyjątkowo przyjemnie dzisiaj. Jak się ma pani kot? Słyszałem, że był poważnie chory.
- Mój drogi, starość nie radość, nawet koty zapominają o tym, że w pewnym wieku już niektórych rzeczy się nie robi. Biedaczyna leży teraz z połamanymi dwiema łapami. - Odpowiedziała poważnie i gdyby nie ta nutka ironii i żartu w jej głosie, chłopak naprawdę mógłby pomyśleć, że szkoda jej starego Freda. Kiwnął głową, że rozumie, po czym spojrzał na matkę.
- Czy pni w słomianym kapeluszu zechce potowarzyszyć mi przy śniadaniu? - Spytał, podpierając twarz na ręce.
- Oczywiście, już idę. - Zawołała do niego, machając mu z uśmiechem.
Gabriel wrócił do pokoju, szybko się ubrał i zszedł na dół. Matka czekała na niego już z parującą jajecznicą, tostami i kubkiem aromatycznej herbaty. Zawsze zastanawiał się, jak ona to wszystko przygotowuje w tak krótkim czasie.


Alicja szła dumnie wyprostowana, rytmicznym krokiem przez korytarz szkolny. Uśmiechała się przy tym czarująco, od czasu do czasu, przeczesując włosy rękoma. Chłopcy patrzyli na nią oczarowani, a na ich usta cisło się jedno słowo: wspaniała. Alicja uwielbiała być podziwiana, dlatego nie wahała się urządzać małych przedstawień tylko po to, aby zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Rozglądała się wokół, szukając gabinetu sekretarki, jednak jak na złość, nigdzie nie mogła go znaleźć. Przystanęła na chwilę, rozglądając się zdezorientowana, gdy korytarz, którym szła rozwidlał się na dwa kolejne. Zgubiła się. Westchnęła cicho, odwracając się i mając nadzieje, że przynajmniej Eliza wie gdzie iść, ale jej nigdzie nie było. Serce dziewczyny zabiło mocniej, ale uspokoiła się. To szkoła, nic się jej tu nie może stać, pomyślała, rozglądając się jeszcze raz. Może i Eliza była duża, ale od pamiętnej sytuacji, wszyscy żyli w ciągłym strachu, że coś się jej stanie. Dotknęła ręką skroni, masując delikatnie bolące miejsce. Spokojnie Alu, spokojnie, mała to już duże dziecko, potrafi sama o siebie zadbać, pomyślała. Wyprostowała się i  uśmiechnęła się do grupki dziewczyn, które przyglądały się jej zaciekawione. Miała nadzieje, pomogą jej dostać się tam gdzie chciała.


Eliza wychyliła się zza ściany, rozglądając się wokół, gdzieś w końcu musiał wisieć plan szkoły. Jednak im dłużej kluczyła po całkiem jej obcych korytarzach, tym większa ciekawość w niej rosła. Lubiła w ten sposób poznawać nowe miejsca. Mimo to, gubiąc się i odchodząc bez słowa od siostry, nie mogła powiedzieć, że było to dobrym pomysłem. Na pewno się jej za to oberwie. Westchnęła, zamykając oczy. Jakie to wszystko beznadziejne.
Mały podmuch ciepłego powietrza na jej karku, wprawił ją w odrętwienie i wywołał dreszcze na całym ciele. Pisnęła przestraszona odskakując i natychmiastowo zakrywając rękoma kark.
Chłopak wybuchł serdecznym śmiechem, jedną ręką przytrzymując pasek od plecaka na ramieniu, a drugą opierając się o ścianę.
- Ty się rumienisz? - Zaśmiał się, bezwstydnie patrząc jej prosto w oczy. Nadęła policzki jak małe dziecko, czując, że im dłużej się na nią patrzy tym bardziej ją pieką. Bez słowa, odwróciła się i ruszyła przed siebie. - No ej, Eliza... - Zawołał za nią, zrównując z nią krok. - Nie obrażaj się, to tylko mały dowcip. - Tłumaczył z uśmiechem.
- Czyżby kolejny niesmaczny i bezwstydny żart, dołączył do twojej kolekcji, Gabrielu Santi? Jesteś z niego zadowolony? - Spytała wyniośle, przystając i patrząc się na niego, rzuciła mu nieme wyzwanie.
- To dla mnie zaszczyt, że zapamiętałaś moje imię, Elizo. - Mrugnął do niej, uśmiechając się uroczo. - Może faktycznie, mój żart był w złym guście, przepraszam. Za mój ostatni wybryk również. Obiecuję, że nie będę cię więcej wprawiał w zakłopotanie.
Eliza nie wierzyła w żadne jego słowo, mógł to być człowiek honoru, ale wesołe ogniki rozbawienia, połyskujące w jego oczach, były żywym dowodem na to, że sam ze sobą nie jest szczery. Ale patrzył na nią tak intensywnie, tak... ordynarnie, że nie potrafiła z nim walczyć. Dlatego zrobiła jedyną możliwą rzecz, poddała się.
- No dobrze, wybaczam ci. Czy możesz mi pomóc? Nie mogę znaleźć sekretariatu, a mam się tam zgłosić, żeby dopełnić procedury przeniesień do tej szkoły. - Eliza nie lubiła prosić o pomoc, nauczyła się, że może polegać tylko i wyłącznie na sobie.
- Z ogromną przyjemnością. - Powiedział, składając jej szarmancki ukłon i wyciągając ramię tak, jak dżentelmen podaje je damie. Spojrzała na niego z ironią i krytycyzmem, jednak uśmiech igrał na jej ustach, jak chochlik, który coś knuje.
Ale ujęła jego ramię, wybuchając gromkim śmiechem, a on zadowolony ruszył korytarzem w przeciwną stronę.


Dziewczyna zrozumiała, że trafiła na właściwe dziewczyny, czyli takie, które wiedziały wszystko o wszystkim i wszystkich. Tak, taka znajomość na pewno się jej tutaj przyda. Uśmiechnęła się serdecznie, gdy niższa z dziewczyn, wyraźna przywódczyni tego małego stadka; z mnóstwem piegów na orlim nosie powiedziała coś  co wszystkich rozbawiło. Ala nie rozumiała, czy ona miała inne poczucie humoru, czy po prostu nie rozumiała tego co mówią?
- To tutaj. Idź załatwić swoje sprawy, poczekamy tu na ciebie, a potem zaprowadzimy tam gdzie będziesz chciała. - Powiedziała, zaczesując kosmyk włosów za ucho.A więc jesteś mnie ciekawa, tak? Pomyślała Alicja przyglądając się jej spod rzęs.
- I koniecznie będziesz nam musiała coś o sobie opowiedzieć. - Odparła druga dziewczyna o blond włosach, z modnymi w tym sezonie, okularami "kujonkami" na nosie, jeśli Ala dobrze zapamiętała, chyba nazywała się Asia.
- A mi musisz powiedzieć, gdzie kupiłaś ten śliczny sweterek. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia! - Zachwycała się Kaśka, ruda dziewczyna, która była niesamowicie wysoka. Miała chyba z 190 cm, a do tego nosiła buty na koturnie. Niesamowite!
Ala uśmiechnęła się udając zakłopotanie, ale pokiwała głową. Odwróciła się chcąc wejść do gabinetu, ale zatrzymała się, gdy zobaczyła, że Eliza biegnie w jej stronę, wołając ją.
- Ala! Przepraszam, że się zgubiłam, ale zatrzymałam się przed jednym plakatem i zaczytałam, a jak się odwróciłam to cię nie było... I zaczęłam cię szukać i...
- Już ok. Ważne, że się znalazłaś. - Powiedziała, przyglądając się zarumienionej twarzy siostry. - Źle się czujesz? Jesteś cała czerwona.
- A nie, to akurat moja wina. - Odezwał się chłopak, który stanął za Elizą. Ala spojrzała na niego z początku nie mogąc sobie przypomnieć, skąd go kojarzy.
- Ah, Gabrielu... Jak zawsze jesteś niezwykle zachwycający. - Zapiszczała Aśka, podchodząc do niego, obejmując jego rękę.
- Świetnie dziś wyglądasz, to nowa koszulka? - Spytała Kaśka, uwieszając się na jego drugim ramieniu.
Bliźniaczki przyglądały się temu z niemałym zaskoczeniem. Nie rozumiejąc nic z całej tej sytuacji.
- Oh, nieważne. Skoro nic ci nie jest, to chodźmy wszystko załatwić, żeby mieć to z głowy. - Westchnęła Ala, wchodząc do gabinetu.
Ojciec, jak zwykle zabiegany, nie dopilnował wszystkich formalności, przez co, dziewczyny z matką przesiedziały dwie godziny na uzupełnianiu dokumentów i szukaniu odpowiednich zaświadczeń, które nie zostały dostarczone z poprzedniej szkoły. Zostały przydzielone do dwóch różnych klas i na nic zdały się prośby, gdyż dyrektorka stwierdziła, że to wszystko przez to, że nie zostało to uwzględnione w piśmie z prośbą o przeniesienie oraz dlatego, że w większości klas jest już komplet. Eliza jednak miała wrażenie, że po prostu zostały rozdzielone przez różnicę ocen. Gdy wszystkie formalności zostały załatwione wyszły ze szkoły, zmęczone bardziej niż były chętne się do tego przyznać. Otrzymały spis potrzebnych podręczników oraz namiary do każdego z nauczycieli, u których mają pozaliczać ewentualne braki w wiadomościach.
- No to co dziewczynki, chyba dziś już nie ma sensu iść na jakąkolwiek lekcje, może wybierzemy się na zakupy, żeby uczcić pójście do nowej szkoły? - Zaproponowała matka uśmiechając się szeroko.

Alicja przymierzyła kolejną spódniczkę, która podkreślała jej szczupłą talię i eksponowała zgrabne nogi. Granat spódnicy przypomniał jej wspaniałe oczy mężczyzny, którego poznała w parku. Zadrżała na samą myśl o nim, choć od ich przyjazdu do miasta minęły już dwa tygodnie, nie udało się jej spotkać go ponownie. Często chodziła po mieście szukając go, nawet kilkanaście razy wracała do tamtego miejsca w parku, jednak wyglądało na to, jakby chłopak rozpłynął się w powietrzu. Czyżby to był tylko wytwór jej wyobraźni? Westchnęła cicho, przeczesując włosy i spoglądając w lustro. Obróciła się kilka razy by zobaczyć, jak wygląda z każdej strony po czym zadowolona z efektu, odłożyła ciuch na stertę do kupienia. O jej rodzicach można powiedzieć wiele, jednak nie można im zarzucić tego, żeby kiedykolwiek im czegoś żałowali. Dziewczyny doskonale wiedziały, że rodzice bardzo je kochają i zawsze chcą dla nich jak najlepiej. Może nie zawsze im to wychodzi, jednak starają się. Czego nie można powiedzieć o większość rodziców.
Szybko ubrała się w swoje ciuchy, wychodząc z naręczem innych.
-Wszystko masz? - Spytała Eliza, podchodząc do niej i uśmiechając się złośliwie na widok sterty ciuchów. - Naprawdę, zawsze się zastanawiałam czy ty masz jakąś magiczna szafę bez dna?
-Oj mała, gdybyś tylko potrafiła to sobie wyobrazić. - Ala wytknęła w jej kierunku język. Gdy siostra wyciągneła rękę by pomóc jej nieść zakupy, dziewczyna chętnie skorzystała z pomocy. - A ty coś wybrałaś? Poczekaj niech zgadnę... na pewno nie.- Rzuciła kąśliwie.
-Nie umiem sobie dobrać ciuchów, wydaje mi się, że wyglądam w nich śmiesznie. - Odparła szczerze.
-Kochana, jesteś moją siostrą. Więc wszystko na tobie będzie wyglądało świetnie. Chodź, zobaczysz jakie Ci świetne ciuchy znajdę. - Ala z entuzjazmem popchnęła Elizę do przebieralni, odłożyła swój zakup i z motywacją jakiej mógłby jej pozazdrościć niejeden stylista podeszła do półek.

Aleksander wyrzucił niedopałek papierosa na ziemie i zgniótł go butem. Nie cierpiał papierosów, były obrzydliwe, a gdy palił, miał wrażenie, że ktoś wlewa mu wiadro smoły do ust.
-Stary, to był dobry papieros, zobacz coś zrobił. - Sapnął Tomek kręcąc głową. Jako nałogowy palacz, cenił papierosy wyżej niż inne rzeczy i wprost nie cierpiał gdy ktoś je marnował. Alek uwielbiał robić mu na złość, choć wiedział, że to dziecinne. Jednak nie potrafił wyzbyć się tej cechy. Może dlatego, że nikt mu nigdy nie wytłumaczył, że tak nie można? Natychmiast w jego myślach, wypłynął obraz jego uśmiechniętej matki, która wyciąga do niego ramiona. Słońce połyskiwało w jej kasztanowych włosach, a wiatr zabawnie zarzucał długą grzywkę na jej oczy. A zaraz potem pojawił się ten drugi, makabryczny obraz, który prześladował go również w snach... Pokręcił głową odpychając od siebie to wszystko, jednak uczucie żalu znów złapało go za serce.
-Lepiej byś rzucił to świństwo. Co masz dla mnie?
Chudy mężczyzna wetknął sobie papieros w usta i sięgnął po swoją torbę, wyciągając z niej blado zieloną teczkę i płytę CD.
-Nie ma tego za wiele, więc albo wszystko zostało dokładnie usunięte, albo naprawdę policja nie przyłożyła się do roboty. Znalezienie tego kosztowało troche zachodu, choć myślę, że przyda się. Oczywiście będę szukać dalej, ale wiesz jak to jest. - Strzepnął dym z papierosa, obserwując mężczyznę.
-Dobrze. Na razie zajmę się tym. A ty szukaj dalej, nie możesz niczego przeoczyć. - Rzucił chowając teczkę do schowka w siedzeniu motoru, po czym na niego wskoczył. Założył kask i odpalił go, z przyjemnością wsłuchując się w odgłos czterocylindrowego potwora ukrytego w precyzyjnie skonstruowanej ramie.
Bez pożegnania ruszył z miejsca, pozostawiając za sobą rozrzucony żwir.
Szybko wyjechał z drogi prowadzącej do starych magazynów mleczarni, po czym przemknął jedną z osiedlowych dróg prosto do głównej, tętniącej nocnym życiem autostrady.
Z zachwycającą prędkością mijał kolejne auta. Uwielbiał czuć ten napór powietrza, niczym nieograniczoną przestrzeń i przyjemność. Świadomość, że nikt nie jest w stanie go zatrzymać, nikt nie może go powstrzymać. Wcisnął sprzęgło i przerzucił na wyższy bieg. Dreszcz przeszył jego ciało, a krew w żyłach zawrzała, gdy wszystko wokół zaczęło się rozmazywać i widział już tylko swój cel.. W jego głowie kołatały myśli, w sercu panował chaos. Powolutku zbliżał się do celu.