środa, 17 października 2012
Deszcz
Alicja przeszła kilka przecznic, zanim skręciła w stronę nowo wybudowanego osiedla, do którego tydzień temu się przeprowadziła. Z ciemnych, granitowych chmur na nowo lunęły strugi nieprzyjemnego, zimnego deszczu, zmuszając dziewczynę do biegu. W rekordowym tępie, dobiegła do klatki schodowej, naciskając guzik domofonu. Podobał jej się nowy dom, czuła się tutaj tak, jakby wszystko zaczynała od nowa, jakby grzeszki, które popełniała w starym mieście, należały do jej starego życia lub kogoś zupełnie innego. Rozglądała się po jeszcze świeżo rozkopanej rabatce przed apartamentowcem, na której dzisiejszego ranka robotnicy posadzili młodziutkie drzewa klonu, brzozy i jakichś ozdobnych krzewów. Od najmłodszego z pracowników, dostała numer telefonu z prośbą by się odezwała. Postanowiła, że być może to zrobi, jeśli będzie się nudzić jakiegoś piątkowego wieczoru. Westchnęła cicho, ponownie naciskając guzik. Domofon zatrzeszczał, a zaraz potem usłyszała skrzeczący głos.
- Podaj... hasło.
- Eliza, to nie jest śmieszne! Pada deszcz, a ja jestem cała mokra! - Krzyknęła poirytowana i rozbawiona nieudolną próbą naśladowania przez siostrę Darth Vadera.
-Podaj...
-No dobra, dobra. - Przerwała jej. - Zupa z trupa i siekane glizdy. Zadowolona?
-Możesz wejść. - Zawołała uradowana Eliza, odkładając słuchawkę.
- Co za dzieciok. - Szepnęła sama do siebie, podchodząc do winy.
Eliza i Alicja były bliźniaczkami, ale tak naprawdę więcej je różniło, niż mogło łączyć. Obie były wysokie, miały blond włosy, jednak Alicja miała oczy niczym wiosenne fiołki, natomiast Eliza, jak letnia, soczysta trawa. To Alicja całkowicie wdała się w matkę, która zawsze uchodziła za piękność. Była rozrywkowa i umiała obchodzić się z ludźmi, to też ci zachwyceni jej silnym charakterem, ciągnęli do niej jak muchy do miodu.
Eliza okazała się dziwną mieszanką całej rodziny. Mimo, że ogólną aparycją nie odbiegała w ogóle od siostry, ludziom ciężko było uwierzyć, że są bliźniaczkami. Ona była bardziej dojrzalsza i odpowiedzialna co odziedziczyła po ojcu, za dziadkiem, trzymała się zasad. Natomiast po babci odziedziczyła płochliwość i nieśmiałość, tylko w gronie zaufanych ludzi dobrze się czuła. Żyła w swoim wyśnionym świecie.
To spowodowało, że siostry dzieliła przepaść wartości. Gdy dla jednej ważny był wygląd i popularność, druga wolała pisać wiersze czy malować w samotności.
Dziewczyna otworzyła drzwi, wchodząc do apartamentu, główny hol zagracony był jeszcze brązowymi pudłami od przeprowadzki. Zrzuciła z siebie przemoczoną kurtkę i buty.
- Nienawidzę deszczu. - Jęknęła lawirując między pudłami i wchodząc do obszernej kuchni. Na marmurową podłogę skapywały kropelki wody, sączące się z jej włosów.
-Ala, idź się wysusz. Zalejesz cały dom w takim tępie. - Zażartowała matka, układając codzienną zastawę w półkach. Przy niej stała mała Eliza, czyszcząca sztućce i układająca je w szufladzie.
- E mała... Myślałam, że wyrosłaś z Gwiezdnych Wojen. - Rzuciła, splatając ręce na klatce piersiowej.
- Bo wyrosłam, ale nigdy wcześniej nie korzystałam z domofonu, więc nie mogłam się powstrzymać, przed zrobieniem ci psikusa. - Odparła śmiejąc się w niebo głosy.
- Niech ci będzie. - Ala machnęła obojętnie ręką. - Idę pod prysznic.
Za oknami nadal lało, a czarne niczym smoła niebo od czasu, do czasu przecinała jasna błyskawica, która rozświetlała wnętrza pustych mieszkań. Wiatr targał starymi drzewami, wyczesując z ich koron pożółkłe liście, a te rozsypane już po ziemi, unosił i niósł gdzieś, w tylko sobie znanym kierunku. Aleksander zapalił światło, wchodząc do mieszkania. Lubił takie dni, takie właśnie noce, gdy żywioły grasowały po świcie i wygrywały walkę z marnym człowiekiem. Zdjął skórzaną kurtkę i wszedł do kuchni, chcąc wstawić wodę na herbatę. Potrzebował czegoś, co rozgrzeje go w ten zimny dzień i być może, zagłuszy dziwne uczucie, które narasta w nim od rana. Coś ma się stać. Coś bardzo ważnego, co może zmienić jego życie, w dodatku czuł, że spotkanie tej dziewczyny w parku, nie wróży mu nic dobrego. Jego przemyślenia przerwał zgrzyt kluczy w zamku. Wyszedł z kuchni, a na korytarzy spotkał przemoczoną do suchej nitki Lucynę. Była to zgrabna i naprawdę ładna kobieta, która wiedziała, czego chce w życiu, mimo to, potrafiła cieszyć się każdą jego chwilą. Alek przyglądał się jej, stwierdzając, że nawet w rozmazanym makijażu, wygląda dobrze. Miała rude loki, które swobodnie spływały po jej ramionach, a ciemne, brązowe oczy nadawały głębi jej spojrzeniu i tajemniczości. Czasami wydawało mu się, że wygląda jak mały, leśny elf. Taki wyrwany z jakiejś baśni i wklejony na karty rzeczywistości. Pewnie dlatego tak szybko zaskarbiała sobie zaufanie ludzi.
-O! Już wróciłeś? Przebiorę się i zaraz zrobię coś ciepłego do jedzenia, co ty na to? - Spytała rozpinając zamek swoich jesiennych kozaków.
-Przed chwilą. Wstawiłem właśnie wodę, przyniosę ręcznik i pomogę ci w kuchni, będzie szybciej. - Powiedział, podchodząc do ogromnej rozsuwanej szafy.
-Świetny pomysł. - Ucieszyła się kobieta, wieszając swój płaszcz i szalik na haku obok drzwi.
Z włosami zawiniętymi w puszysty ręcznik i ulubionej piżamie, Ala weszła do swojego pokoju. Z niesmakiem kopnęła pudła wypełnione po brzegi jej rzeczami, które w najbliższym czasie miała poukładać w półkach i od niechcenia wskoczyła na łóżko, układając się wygodnie na brzuchu. Wzięła do ręki telefon, gdzie na skrzynce zalegało już kilka wiadomości. Przesunęła palcem po ekranie telefonu, nagle zdając sobie sprawę, że powinna pomalować paznokcie na nowo.
"Odkąd wyjechałaś miasto zrobiło się zbyt smutne. Wróć!
- Kacper "
"Zbyt cicho, zbyt smutno, zbyt melancholijnie. Dlaczego nas zostawiłaś?!
- Asia "
Pomimo, że Ala czytała z obojętnością smsy, nie potrafiła zamaskować uczucia spełnienia. Tak, była gwiazdą i podziwiało ją całe miasto, mimo to, czuła pewnego rodzaju niedosyt. Tam wszystko przychodziło jej bardzo łatwo, gdy spodobał jej się jakiś chłopak, szybko go miała. To może było podłe i okrutne z jej strony, ale to nie zawsze zależało od niej. Ludzi po prostu coś do niej przyciągało, a to i działało w obie strony. Dziewczyna czuła się źle, gdy doskwierała jej samotność, nie lubiła ciszy. Wokół niej musiało się ciągle coś dziać, a ona musiała być w centrum uwagi.
To spowodowało, że w jej życiu brakowało wyzwań, rzeczy, którym mogłaby się poświecić i spróbować sprostać. Wszystko przychodziło jej zbyt łatwo, dlatego miała nadzieję, że tutaj, w tym mieście to ulegnie zmianie i będzie mogła zacząć pewne rzeczy od nowa.
-Proszę. - Powiedziała słysząc ciche pukanie do drzwi. Spojrzała przez ramię, patrząc jak do pokoju wchodzi Eliza trzymając w dłoniach tacę z kilkoma przysmakami.
- Mama kazała ci przynieść kolację i lekarstwa, zgredku. Nie chce, żebyś była chora po twojej dzisiejszej wycieczce po mieście.
- Wystarczyło, żebyście mnie zawołały... Ej! Ja ci dam zgredka! - Krzyknęła oburzona, rzucając w siostrę poduszką.
- W każdym razie, chciałam z tobą porozmawiać, dlatego przyniosłam ci to osobiście. - Powiedziała Eliza, trzymając w ręku poduszkę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)