czwartek, 27 grudnia 2012

Senne strachy



Alicja przeszukiwała zawartości swoich szuflad nie dowierzając własnym oczom. Stringi zniknęły, zostały tylko jakieś babcine majtki, o których istnieniu wcale nie zdawała sobie sprawy i jakieś bokserki, które bardziej przypominały męskie, niż damskie. Zatrzasnęła szufladę komody i usiadła na łóżku. Co za beznadziejna sytuacja, gdzie się podziała jej bielizna?
- To jak jakiś surrealistyczny sen, w którym krasnoludki mieszkają w ogrodzie, w lodówce grzebie otyły kot narzekając, że nie ma jego ulubionej zapiekanki, a Johny Depp wyznaje ci miłość! - Powiedziała oburzona, rzucając bokserkami o ścianę. - Więc dlaczego do jasnej ciasnej, nie ma tu Johny'ego Deppa, tylko znika cała moja bielizna?!
- Może to dlatego, że stringi nie przystają już babci? - powiedział to Kapelusznik, w jednej ręce trzymając białą filiżankę, a w drugiej spodeczek i rozsiadając się wygodnie na fotelu.
- Babci? Co?! - Ala szybko podbiegła do toaletki, zrywając z lustra koronkową zasłonkę. Nawet nie chciała się zastanawiać, skąd w jej pokoju wzięła się postać z bajki.
Jej oczom ukazała się postać starej, pomarszczonej kobiety, o płowych włosach, upiętych w ciasny kok na karku i okularach na małym nosku w złotych oprawkach, i łańcuszku. Dziewczyna z niedowierzaniem uniosła rękę dotykając, obwisłego policzka. Postać w lustrze, zrobiła dokładnie to samo. W tle zaczął pobrzmiewać niewyraźnie głos jej siostry. Zaczęła krzyczeć odskakując od mebla, jak gdyby stanęło w płomieniach. Kapelusznik zaczął potwornie chichotać, a cały pokój nagle zaczął wirować. Zatkała uszy rękami i zamknęła oczy by nie patrzeć i nie słyszeć, ale gdzieś w podświadomości ciągle pozostawał niezagłuszony, zmartwiony głos jej siostry, który ją nawoływał.

-Ala... Alicja... Alicja! - Krzyknęła Eliza potrząsając ramieniem siostry, która nagle obudziła się, biorąc potężny haust powietrza, zupełnie tak, jakby nagle wypłynęła na powierzchnię. - Już dobrze, Ala. To tylko zły sen. - Szeptała dziewczyna, tuląc do siebie roztrzęsioną siostrę. Gładziła ją po mokrych włosach, kołysząc się uspokajająco. - Już dobrze, to tylko sen. Już dobrze.
Chwyciła mocno ramię siostry i zacisnęła na nim rękę.
- To było straszne. Potworne, a zaczęło się tak niewinnie... - Szeptała przerażona.
- Tak, to musiało być straszne, ale wiesz, już się skończyło. To tylko sen i już minął. - Eliza, próbowała uspokoić roztrzęsioną dziewczynę.
Pamiętała jak to w dzieciństwie zazwyczaj Ala tuliła ją w ten sposób, gdy miała zły sen i budziła się z krzykiem, to zawsze ona była przy niej. Tuliła i kołysała ją tak długo, dopóki się nie uspokoiła i nie usnęła. Albo rozmawiały o koszmarze, przekształcając ją w jakąś zabawną historyjkę, którą opowiadały sobie gdy im się nudziło. Czasy dzieciństwa, były jedyne w swoim rodzaju. Jednak teraz role się odwróciły, to Eliza miała za zadanie dodać otuchy siostrze.
- Ej... Mała... Dasz wiarę, że mój koszmar zaczął się od tego, że wszystkie moje stringi zniknęły? - Spytała dziewczyna, wycierając ostatnie łzy, które spływały po jej policzkach, siadając obok siostry. - To było naprawdę straszne, w moich szufladach były tylko takie stare, babcine gatki, jakich ty używasz... Och, oczywiście bez urazy. O... i były też takie męskie bokserki, wiesz, takie jakie kiedyś znalazłyśmy w szufladzie biurka, naszego ojca... - Zielonooka opuściła bezsilnie ręce wzdłuż ciała, patrząc się tępo na siostrę, wiedziała, że jeszcze chwila i nie wytrzyma, ale musiała się powstrzymać. W końcu to dogłębnie zraniłoby dumę Alicji. Jednak... -Co?
Eliza nie wytrzymała i wybuchnęła głośnym śmiechem, zakołysała się, łapiąc za bolący brzuch i stoczyła z łóżka wprost w biały puch dywanu, który leżał obok.



Ulice miasta stają się takie same. Powoli, powolutku stapiają się w jedną, wielką krople brudu. Iskrzącą się jedynie zamglonym światłem gwiazd. Z każdym kolejnym krokiem odnosił wrażenie, że to go pochłania. Ta nicość i bezczynność. Powoli stając się jego obsesją. Fatum nie do pokonania.
Strach narasta w ciemnościach, wyobraźnia w takich chwilach staje się największym wrogiem. Ciemna nicość wyciąga dłonie, chcąc go złapać, a on stara się iść oświetloną linią, próbując sobie wmówić, że jednak gdzieś tam, na końcu tej drogi czeka na niego ocalenie.
Lecz za każdym razem jest tak samo. Dochodził do rozwidlenia dróg, a ukojenie nie nadchodziło.
Jedna droga... druga droga... trzecia droga... a on pośrodku, próbując zrozumieć sens. Wtedy pojawiało się coraz więcej pytań i coraz mniej odpowiedzi. Aleksander gubił się wśród własnych myśli, które płynęły niczym górski, rwący potok. I gdy zaczynał tracić nadzieję przychodziła ona, dziewczyna o oczach tak niezwykłych, a jednocześnie tak przerażających.
Były one koloru letniej trawy, ciemna ale intensywna zieleń przynosiła mu na myśl, rozległe łąki, kołysane delikatnymi podmuchami wiatru, kołyszące się źdźbła traw, zanurzające się w wodach płytkiej rzeki, która przecinała zieleń jak niebieska wstążka. Jednak te same oczy, które były ostoją i spokojem, budziły w nim niepokój i strach, patrzyła na niego tak, jakby mogła zajrzeć do jego duszy. Odczytać każde pragnienie, marzenie, strach i tajemnicę. Wszystko to, co tak starannie ukrywał.
Czekoladowe loki subtelnie otulały jej twarz i spływały w dół po delikatnych, kruchych ramionach, sięgając niemal pasa. Zazwyczaj ubrana była w dziewczęcą, słodką sukienkę. Wielka kokarda otoczona masą koronek zdobiła biały materiał na jej klatce piersiowej, a następnie udrapowany materiał, spływał w dół do samej ziemi, chowając jej zgrabne, małe stópki. Gdy robiła krok, mógł zobaczyć zaróżowione paluszki  które wysuwały się spod materiału i za chwilę w nim znikały. Gdyby miała skrzydełka, mogłaby być aniołkiem, małym cherubinkiem, który przybył tutaj aby wybawić jego duszę. Ale te oczy...
Aleksander obudził się nagle, gwałtownie wciągając rześkie, zimne powietrze nocy do płuc. Starał się uspokoić oddech i zapamiętać sen lecz mgła przytomności zasnuwała powoli gasnące obrazy. Kiedyś sobie przypomni. Był tego pewien, takich oczu się nie zapomina.
W zasadzie nie pamiętał, abym kiedykolwiek zwracał uwagę na swoje sny. Nie przypominał sobie, aby je rozpamiętywał tak, jak usilnie robił z tym. Chorowicie rozpamiętywał zamglone sceny, starannie zapisując w pamięci to co udało mu się przypomnieć. To niesamowite jakie wrażenie wywarł na nim ten sen.
Przeczesując dłonią zmierzwione włosy, odrzucił lekkie przykrycie wędrując w stronę łazienki.
Chłodna woda jest tym, czego potrzebują rozszalałe zmysły, wprawiając rozgrzane ciało w odrętwienie. Rozdygotane, pokryte gęsią skórą członki domagają się ciepła. Jednak stał nadal, pod biczującymi ciało strumieniami wody. Chcąc obudzić się z letargu. Uspokoić rozszalałe nerwy, nierówny oddech i przyśpieszone bicie serca. Wystawiał na próbę swą odwagę.
Ludzie są albo odważni, albo głupi. Aleksander zawsze stawiał na to drugie, sam niestety nie potrafił zaliczyć się do którejkolwiek z tych grup, być może znajdował się gdzieś po środku, lub był całkowitym wybrykiem natury. Ta opcja zdecydowanie odpowiadała mu najbardziej, nigdy nie lubił określać się w jakichś ramach przynależności. Lubił być wolny i nieograniczony.
Promienie wschodzącego słońca wpadały już miękko do pokoju, rozpraszając ciemność gdy w spodniach i przewieszonym przez kark ręcznikiem usiadł na łóżku. Kolejny dzień pełen niespodzianek, pomyślał zakładając na rękę zegarek i sprawdzając przy tym, która godzina. Ma jeszcze godzinę do rozpoczęcia pierwszej lekcji, jednak przeczucie, że ma się dziś coś wydarzyć kazało mu się pospieszyć.
Szybko się ubrał i chwytając plecak wyszedł z pokoju. W kuchni spotkał Lucynę, jeszcze w szlafroku i turbanie zawiniętym na mokrych puklach, parzyła herbatę i tańczyła do muzyki  Michaela Jacksona, robiąc kanapki. Chwilę przypatrywał się jej, rozbawiony zaistniałą sytuacją.
- Dzień dobry kochanie. - Daniel wszedł do kuchni mijając go w drzwiach, zapinając guzik koszuli przy rękawie i całując ją w policzek. - Cześć Młody, już gotowy? Prawda, że moja przyszła żonka, całkiem żwawo się rusza? - Spytał puszczając do niej oczko.
Lucyna zazwyczaj zawstydziła by się tym, że obaj widzieli ją, jak wygina się przy ladach nakładając na kanapki sałatę i szynkę, ale była tak rozanielona, że sama z siebie się zaśmiała.
-Tak, to trzeba jej oddać - Rzucił z przekąsem Alek i zgarniając za Danielem, cztery kanapki i herbatę usiadł przy stole.
-Oh, nie krępujcie się, możecie bezproblemowo zjeść sobie moje śniadanie, a proszę was bardzo... niewdzięcznicy. - Splatając ręce na klatce piersiowej i opierając się biodrem o szafkę, fuknęła urażona kobieta, brakiem uznania i wdzięczności przez mężczyzn.
- Ależ kochanie, my z całą uczciwością doceniamy twoje kulinarne zmagania - Powiedział oficjalnie Daniel, kładąc rękę na piersi. - I wierz mi, jeśli przez całe życie będziesz mi przygotowywała tak pyszne śniadanka, w takim humorze no i może w bardziej seksownym stroju to jestem w stanie od zaraz porwać cię i postawić na ślubnym kobiercu... - Alek zakrztusił się ze śmiechu herbatą, a starszy z braci oberwał ścierką po głowie. Kobieta chichocząc wniebogłosy wyszła z kuchni, kręcąc głową. - Widzisz młody, tak się postępuje z kobietami... - Napuszył się.
-Słyszałam! - Z łazienki dobiegł ich głos Lucyny, po czym obaj bracia wybuchnęli serdecznym śmiechem.


Alicja przyjrzała się uważnie swojemu odbiciu w lustrze. Puściła sobie oczko, poprawiając niesforny kosmyk włosów, który wydostał się z starannie upiętego koka, który miał przypominać ostatni krzyk mody, czyli nisz masz na głowie. Strzepnęła niewidzialny pyłek z blado błękitnego sweterka i wygładziła marszczenie na leginsach. Tak, wyglądała doskonale i nikt nie może temu zaprzeczyć. Weszła do kuchni biorąc najmodniejszą w tym sezonie torbę, przewieszając ją sobie przez ramię i urywając kilka gron winogrona wyszła na korytarz.
- Eliza! Pośpiesz się! - Krzyknęła podchodząc do schodów i poprawiając swoje wisiorki.. Z góry dało się słyszeć trzask, następnie szuranie, a potem jakby coś ciężkiego upadło na podłogę. Chwile potem po schodach zbiegła dziewczyna, zeskakując po dwa stopnie by szybciej je pokonać, na dwóch ostatnich prawie by się przewróciła, ale dzięki ciężkiej torbie udało się jej odpowiednio wyważyć ciężkość.
- Jestem. - Zaróżowiona stanęła przed siostrą, która zmierzyła ją od stóp do głów.
- Ty chyba sobie żartujesz, a gdzie masz ciuchy, które ci pożyczyłam?
- Ala, dobrze wiesz, że to nie mój styl. Poza tym, to tylko szkoła. Nie ma co się stroić.
Przewróciła oczami, ciężko wzdychając. Naprawdę, nie potrafiła zrozumieć jej podejścia, ale jako, że była to w końcu jej siostra, musiała to zaakceptować.
- No dobrze, chodźmy już.
- Ach, moje śliczne dziewczynki - Matka wybiegła z kuchni wręczając obu śniadanie i ściskając je. - Uważajcie na sobie, zwłaszcza ty Eliziu, a ty Alu, proszę...
-... Tak, tak, miej na nią oko. Wiem. - zniecierpliwiona dziewczyna wypchnęła siostrę za drzwi.
- Nigdy tak ci się nie spieszyło do szkoły, czy coś się zmieniło? - Spytała sceptycznie zielonooka.
- To nasz pierwszy dzień, poza tym, mam przeczucie, że wydarzy się dziś coś niezmiernie dobrego. - Odpowiedziała zadowolona, wciskając guzik windy. Tak, dziś będzie najlepszy dzień jej życia. A dlaczego? Ponieważ od dziś, zacznie wszystko od nowa, zacznie tworzyć nową Alę, która nie tylko będzie piękna i mądra, ale również rozważna i rozsądna. No.. i może się prawdziwie zakocha. Na ostatnią myśl, dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej, co wzbudziło zainteresowanie siostry. Na jej pytający wzrok odpowiedziała mrugnięciem okiem, po czym bez słowa weszła do windy.


1 komentarz: